Błyskawica

BłyskawicaW listopadzie wyszła książka Grahama Mastertona – thriller wydawnictwa Albatros zatytułowany „Błyskawica„. Ok. 300-stronicowa pozycja dotyczy próby pobicia rekordu prędkości jazdy samochodem, najpierw przez Bradleya Wingera, który umiera na torze, później przez jego syna, Craiga. Mężczyźni nigdy nie potrafili znaleźć wspólnego języka, rzadko się widywali, a Craig nie był w stanie zrozumieć, dlaczego ojcu tak bardzo zależało na rekordzie. Nawet po jego śmierci, za namową matki zgodził się jedynie na rozwiązanie zagadki śmiertelnego wypadku, nadal nie dopuszczając do siebie myśli, że kiedykolwiek mógłby chcieć dokończyć to, co rozpoczął jego ojciec. Dopiero z czasem coś się w jego życiu zmieniło i podjął tę decyzję. Zadaniem Craiga było pokonanie 1100 km/h w bolidzie z silnikiem rakietowym zwanym Fireflash 5. Przedsięwzięcie to zgodził się sfinansować milioner Tyson Peace… pod pewnymi, niezrozumiałymi początkowo ani dla Craiga, ani też dla mnie, warunkami.

Do czytania „Błyskawicy” usiadłam po długiej przerwie od książek Mastertona i już przy pierwszych stronach byłam zadowolona z tego, że mimo tematyki motoryzacyjnej, która mnie kompletnie nie interesuje, postanowiłam przypomnieć sobie klimat jaki autor potrafi stworzyć. Tradycyjnie, bez względu na gatunek książki, nie trzeba było długo czekać na sytuacje łóżkowe – nasycenie erotyzmem Masterton wykorzystywał przy każdej okazji, a typowo motoryzacyjne tematy pojawiały się na szczęście tylko od czasu do czasu.

Wraz z nowymi rozdziałami pojawiały się nowe osoby, które początkowo wydawały się nie mieć związku z głównym tematem książki. Dopiero później wszystko powoli zaczęło układać się w całość, a Grahamowi Mastertonowi należą się gratulacje za umiejętność zaskoczenia czytelnika. Dotyczy to w szczególności 2 ostatnich rozdziałów, w których zdarzyło mi się odłożyć na chwilę książkę, aby to wszystko przyswoić i móc kontynuować czytanie. Niestety, jeden z rozdziałów zaskoczył mnie niesmacznymi opisami na tyle negatywnie, że musiałam przejść do następnego i jest to jedyne, do czego mam zastrzeżenia i co sprawiło, że ostatecznie mam nieco mieszane uczucia co do tej książki. Fani Mastertona z pewnością są jednak przyzwyczajeni do bardzo szczegółowych opisów mało apetycznych widoków, które są tak charakterystyczne dla jego twórczości, a przynajmniej dla jego horrorów, które dotychczas czytałam.

Książka ta ma swój urok i warto wspomnieć, iż została napisana jeszcze w 1976 r., stąd zapewne wstawki hippisowskie w jednym z rozdziałów oraz dużo nagości i wyjątkowej tolerancji dla swobody seksualnej. „Błyskawicę” uważam za całkiem dobrą pozycję, aczkolwiek preferuję horrory z udziałem demonów, dlatego też kolejny na liście do przeczytania jest „Dżinn„.